Netflix jednak się nie podzieli

Niespełna dwa miesiące po ogłoszeniu podzielenia serwisu Netflix, właściciele projektu wycofują się z tego pomysłu. Czy to koniec szefa platformy, Reeda Hastingsa?

Netflix to bardzo popularny amerykański serwis, który oferuje możliwość wypożyczania filmów na DVD za pośrednictwem poczty. Od pewnego już czasu serwis skupiał się na udostępnianiu materiałów wideo w internecie. Odseparowanie tych dwóch biznesów i skupienie się na każdym z nich z osobna było głównym powodem decyzji o podzieleniu Netflixa – projekt miałby być platformą streamingową, a część z wypożyczalnią działać miała pod nazwą Qwikster.

Na blogu Netflixa pojawiła się wczoraj notka szefa firmy, Reeda Hastingsa, który ogłosił, że podziału jednak nie będzie.

To jasne, że dla wielu naszych użytkowników dwie strony byłyby utrudnieniem, zachowamy więc Netflix jako jedno miejsce dla streamingu i DVD. Oznacza to brak zmian: jedna strona, jedno konto, jedno hasło… Innymi słowy, nie będzie Qwikstera – napisał Hastings.

Szef firmy dodał również, że Netflix „skończył ze zmianami cen” – to odniesienie do bardzo niepopularnej decyzji o podniesieniu cen z lipca tego roku: w praktyce oznaczała, że korzystanie z serwisu będzie dwa razy droższe.

Wielu komentatorów zadaje sobie pytanie: czy to koniec Hastingsa? Decyzję o podziale można zrozumieć – dwie platformy o odmiennych funkcjach, modelach biznesowych, innych potrzebach. Ale już do jej realizacji można mieć zastrzeżenia. Niefortunna nazwa Qwikster, ogłoszenie podziału na firmowym blogu, dwa osobne systemy informatyczne (a w rezultacie: dwa systemy kont, komentarzy, ocen itd.) – to tylko niektóre zarzuty. Czy Hastings zdecyduje się ustąpić? Nawet jeśli nie zrobi tego sam, zmusić mogą go do tego warunki ekonomiczne: inwestorom nie spodobała się decyzja – wartość akcji firmy spadły wczoraj o 5 proc. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy zaś – o połowę.