Goło i niewesoło

Machiavelli byłby dumny. To ten koleś od 'cel uświęca środki'. W ubiegłą niedzielę minęła czwarta rocznica WTC. Trwa światowa wojna z terroryzmem, której końca nie widać. Napisano stosy artykułów, sporo książek (o jednej, 'Moc, niemoc i przemoc' Krzysztofa Mroziewicza swego czasu ciepło wspominaliśmy), a kowboj z Teksasu wciąż uparcie trzyma się swojego konika i szabelki. W chórze towarzyszą mu wierni sojusznicy-wolontariusze, którzy od czasu do czasu zaskakują własnymi pomysłami. Tylko czemu nikt nie widzi oczywistego wyjścia z sytuacji? Czemu mimo milionów zapisanych kartek o marketingu, rozwiązywaniu sytuacji kryzysowych, przygotowywaniu strategii i komunikacji, te zasady pozostają na papierze? Brytyjska policja postanowiła iść z duchem czasu i nie tracić czasu na fizyczną inwigilację grup terrorystycznych – szybciej zrobić to przez Internet. Nie bardzo wiadomo, jak oni chcą to zrobić – wysyłając maile lub posty na forach z ostrzeżeniami 'Mamy was na oku. Jak wysadzicie nam Picadilly, to następnego wieczoru zapukamy do waszych drzwi'? Przypomina to nieco pomysł elektronicznego dziennika dla szkół i posiada te same błędy. Kontakt wirtualny nigdy nie będzie posiadał tej samej siły perswazji jak kontakt fizyczny.

Kontakt fizyczny i podobne działania powinny za to zostać podjęte przeciwko idiotom (nie bójmy się właściwych słów), którzy prowadzą wojnę na wirusy. Znana firma oferująca oprogramowanie antywirusowe Kaspersky poinformowała o rywalizacji między zespołami hakerów na zainfekowanie największej ilości komputerów własnym wirusem. Wiadomo, że wirusy i zespoły hakerów są potrzebne, żeby firmy antywirusowe nie wyleciały z rynku, tylko że coś tu się chyba wymknęło spod kontroli. Rywalizacja? Zainfekowanie największej ilości komputerów? Czyżby niedługo w Internecie miały się pojawić cybergangi hakerów przypominające gangi z naszych ulic? Czy niewinne komputery staną się polami walki dla idiotów, którzy mają za dużo wolnego czasu i za mało obowiązków na głowie? Tu nie ma ani grama patosu – ta wizja jest po prostu o wiele bardziej przerażająca niż terroryzm bin Ladena. Choćby dlatego, że granice można zamknąć, ludzi można kontrolować i jakoś się to przeżyje. Serwerów natomiast nie można już wyłączyć – jest to możliwe technicznie, ale świat mógłby tego nie przeżyć. Gdyby tak się stało, bylibyśmy świadkami pierwszego w historii ludzkości regresu cywilizacyjnego. Wątpliwa przyjemność.

Było niewesoło, teraz pora na goło.

Na goło może wyjść Solidarność. Domena o nazwie www.solidarnosc.com od 1 października zostanie najprawdopodobniej przekształcona w serwis typu .xxx (erotyka, porno – do wyboru, do koloru). Lech Wałęsa, postulaty sierpniowe, bezkrwawy przewrót – i, za przeproszeniem, wibrator? Władze 'Solidarności' są oburzone i mają podjąć zdecydowane działania w tej sprawie. I teraz zaczyna się część niewesoła, bo za dużo zrobić nie mogą. Właściciel domeny może ją wynająć komu zechce. Jest to jego własność i żaden sąd nie ustali wyroku ograniczającego konstytucyjne prawo do obracania własnością prywatną. Być może sąd mógłby ustalić wysokość odsprzedania, jeśli związek wystąpiłby z ofertą kupna domeny, a właściciel stwierdził, że chce 100 tysięcy dolarów więcej.

Sprawa z www.solidarnosc.com pokazuje, jak bardzo nieprzemyślany jest system sprzedawania domen. Obecnie jest tak, że każdy może kupić sobie domenę o dowolnej nazwie, jeśli taka jest wolna. Aż dziwne, że do tej pory nikt nie zauważył, ża taka wolna amerykanka stanowi pogwałcenie prawa do dysponowania własnym wizerunkiem. Zarejestrowana nazwa firmy bądź nazwisko osoby prywatnej są chronione prawnie i pod karą nie wolno ich używać bez zgody właściciela lub nosiciela nazwiska. Na tej samej zasadzie nazwy domen powinny być chronione prawnie. Wykluczyłoby to sytuację, że pierwszy z rzędu człowiek może kupić domenę, zaoferować jej kupno właścicielowy nazwy, a w przypadku niesatysfakcjonującej oferty zamienić w pornoserwis. Na początku kwietnia identyczna sytuacja miała miejsce w przypadku domeny Benedykta XVI i zakończyła się pozytywnie (właściciel zmienił zdanie). Jest nadzieja, że również w tym przypadku wszystko dobrze się skończy. Jest podejrzenie, że takich spraw może być więcej. Jest pewność, że trzeba to uregulować.

Jest to szczególnie ważne w kontekście nowego planu eurodeputowanych, którzy chcą, by powstały specjalne domeny przeznaczone wyłącznie dla dzieci. Miałyby one rozszerzenie .kid. Na tych stronach najmłodsi internauci nie byliby narażeni na seks i przemoc. Fajnie, pomysł jest dobry, pod trzema warunkami. Po pierwsze, będzie musiał powstać system zarządzania i ochrony prawnej, który wyeliminuje handlowanie domenami (co będzie, gdy właściciel domeny zdecyduje się ją zamienić w pornoserwis?). Po drugie, wprowadzenie domen .kid nie zastąpi faktycznego dozoru rodzicielskiego. Owszem, ułatwi życie rodzicom, którzy za bardzo nie kumają Internetu (są jeszcze tacy?), ale nie wyeliminuje ich obowiązku wychowywania dzieci. Po trzecie, jeśli to zadziała, to na podobnej zasadzie powinny zostać zabezpieczone pozostałe media – telewizja, prasa, radio. Bo jeśli sprawa zakończy się na Internecie, będzie to znaczyć o hipokryzji eurodeputowanych oraz o chęci zrobienia z Internetu kozła ofiarnego. Pisaliśmy kiedyś i powtórzymy to raz jeszcze – Internet nie jest zły. Zły może być tylko człowiek, który z niego korzysta.

Autorzy: Mariusz Ludwiński & Renata Grunert

e-biznes.pl

Wpisy promowane

Wydarzenia

19. edycja Studenckiego Festiwalu Informatycznego
04.04.2024 - 06.04.2024

Najnowsze wpisy

Scroll to Top