Gorące punkty

Nie będziemy narzekać na pogodę. Każdy to robi. Fakt, jest gorąco. W kraju, w którym po ulicach chodzą białe niedźwiedzie, taka temperatura to szok.
Ale bez przesady. Dobry wiatrak i można przeżyć. Przy okazji maleje sadełko – je się rzeczy lekkie (grill to mięso pieczone, a nie smażone, więc jest w porządku), dużo pije. Same zalety.

Ale to na pewno nie koniec. Będzie jeszcze goręcej, szczególnie w wybranych punktach kraju. Wszędzie tam, gdzie zaczną działać gorące punkty zwane z polska hotspotami. Są już one w hotelach, w restauracjach, na stacjach benzynowych. Kwestią dni jest uruchomienie gorących punktów w księgarniach PWN (Łódź, Warszawa, Kraków, Gdańsk, Poznań, Katowice, Wrocław). Będzie można przyjść, poprzeglądać książki i poszperać w necie.

Idea gorących punktów najwyraźniej chwyciła, ponieważ podobny punkt o charakterze mobilnym będzie krążył po województwie warmińsko-mazurskim (bardziej swojsko – po Mazurach). Nie jest to kompleksowa informatyzacja kraju, jak o tym się mówi w sferach admninistracji, ale zawsze to coś. Oby tylko euforia nie wyczerpała się po pierwszym autobusie. Oby gorący punkt nie zniknął wraz z przyjściem chłodniejszej jesieni.

Kilka ciekawych wniosków nasunęło nam się po przejrzeniu wyników badania korzystania z Internetu przez młodzież (12-18 lat, Europa i Kanada). Projekt nosił nazwę Mediappro. Pierwsza rzecz – w Polsce tylko 3 procent młodzieży nigdy nie korzystało z Internetu. Wynika z tego, że nawet w miejscach gorzej stechnicyzowanych (Mazury) jest dostępna jakaś forma Internetu (np. kafejki internetowe). Ciekawe, że głównie Internet jest głównie użytkowany w domu. Szkoły kuleją w tym zakresie. Dziwne obostrzenia, zakazy, kiepsko działające filtry, ograniczenia czasowe – to wszystko sprawia, że z dostępem do Internetu w szkołach jest źle. Niby jest fizyczna możliwość, niby idą na to pieniądze rządowe (przynajmniej w Polsce), niby są jakieś projekty informatyzujące, ale praktycznie wygląda to niestety tak, że nie opłaca się uczniom korzystać z netu w szkole. Zresztą, gdy uczniowie korzystają z netu, sekretarka szkolna nie może dołączyć załącznika do maila :)

Co jest jednak zastanawiające, badanie pokazało, że rodzice mają zaufanie do swoich dzieci jeśli chodzi o korzystanie z Internetu. Na ogół nie ma zakazów korzystania z określonych stron. Czy to zaufanie, czy to dobre wychowanie, czy to nieświadomość – faktem jest, że rodzice wypadają znacznie lepiej niż szkoła. Czy zatem można się dziwić braku popularności netu w szkole? Nie można.

Jeśli chcesz zapoznać się w całości z raportem (język angielski), to wpadnij na stronę www.mediappro.org. Raport jest zaraz na głównej stronie.

Pokłosiem ostatniej awantury sejmowej jest zwiększona popularność Zyty Gilowskiej. A skoro ktoś jest popularny, to trzeba na nim zarobić, niekoniecznie w czysty sposób. Jak najprościej? Ano, przygotować dedykowaną porno stronę, nabić miejsce w wyszukiwarce i liczyć kaskę z reklam. Policja z rozkoszną bezradnością rozkłada ręce. Mimo ostatniej akcji przeciw "Krew i Honor" jakoś niespieszno do mutacji funkcjonariuszy offline do funkcjonariuszy online. Może pomogłaby jakaś akcja uświadamiająca? Może gorący punkt w komendzie? Albo chociaż autobus?

Autorzy: Renata Grunert & Mariusz Ludwiński
e-biznes.pl, 2006

Wpisy promowane

Wydarzenia

Brak Patronatów

Najnowsze wpisy

Scroll to Top