Krzysztof Gontarek: bądźcie odważni i próbujcie wszystkiego! [wywiad]

Zapraszamy do lektury wywiadu z Krzysztofem Gontarkiem, redaktorem naczelnym Dziennika Internautów – jednego z najstarszych polskich serwisów informacyjnych. Rozmawiamy o biznesie, internecie i startupach.

Prowadzisz biznes internetowy od prawie 15 lat. Powiedz coś więcej o swoich początkach. Jak zmieniała się branża internetowa przez te lata?

Krzysztof Gontarek
Krzysztof Gontarek

W biznes internetowy wszedłem w 2000 roku. Wcześniej prowadziłem skate-shopy, sklepy z odzieżą, czy nawet myjnię samochodową. Po operacji nie mogłem za bardzo niczego fizycznie robić – stąd pomysł na internet, który od początku był dla mnie technologią przyszłości, ze względu na możliwości komunikacji.

Najpierw zaangażowałem się jako wolontariusz w miesięcznik (e-zin) Web Express, prowadzony przez Piotra Cygana. Byłem tam odpowiedzialny za sekcję z aktualnościami, która w ciągu pół roku pracy zdominowała cały serwis. Wtedy zaproponowałem Piotrowi zmianę na formułę serwisu informacyjnego. Przystał na to i tak powstał Dziennik Internautów, jednak część ze swoich przedsięwzięć wciąż prowadziłem – one pozwoliły mi finansować pierwsze kroki DI w internecie. Z czasem jednak coraz więcej energii poświęcałem na internet i coraz więcej środków przeznaczałem na rozwój projektów. Finalnie jednak, ponieważ nie miałem już czasu na zarządzanie tradycyjnym biznesem, zdecydowałem się na działalność tylko w sieci.

Co do zmian na rynku – nie postrzegałbym tego jako rewolucja, raczej widzę cały proces jako konsekwentną, choć może nieco przyspieszoną, ewolucję rynku. Zwróćcie uwagę chociażby na to, ile różnych modeli biznesowych powstało.

Twoim zdaniem łatwiej zarabiać w sieci dziś czy wcześniej?

[pullquote type=”right”]Kluczowym momentem, który sprawił sporo dobrego dla stabilizacji przychodów serwisów opartych na treściach, było pojawienie się programu Google AdSense.[/pullquote]Wcześniej, w przypadku takiego serwisu jak DI, można było zarabiać przede wszystkim na sprzedaży powierzchni reklamowej, sprzedaży usług internetowych typu hosting, domeny, dostępu do internetu (pamiętacie internet wdzwaniany?), pośrednictwie w sprzedaży usług Premium SMS, np. dzwonków do komórek, czy pośrednictwie w sprzedaży książek. W naszym przypadku nie były to zbyt wielkie pieniądze, choć znam wiele osób, którym udało się zarobić duże pieniądze na internetowych projektach.

Kluczowym momentem, który sprawił sporo dobrego dla stabilizacji przychodów serwisów opartych na treściach, było pojawienie się programu Google AdSense. Teraz jest za to znacznie więcej modeli biznesowych i pomysłów na ich modyfikacje i wdrożenia, jest coraz więcej kanałów sprzedaży, jest także znacznie łatwiej pozyskać pieniądze na rozwój nowatorskich usług. Nie tylko mamy coraz więcej użytkowników internetu, ale ludzie znacznie częściej i chętniej kupują w sieci. Poza tym biznesowi w sieci w dużej mierze pomagają decydenci wprowadzając przeróżne usługi, z których obywatele muszą lub będą musieli w najbliższej przyszłości korzystać.

Podsumowując, pomimo dużej konkurencji w prawie każdym obszarze internetu, moim zdaniem teraz jest znacznie łatwiej zarabiać w sieci niż wcześniej.

Czytamy DI od dawna. Pomimo dużej konkurencji, naszym zdaniem wciąż wygrywacie jakością publikacji. Czy w internecie jest jeszcze miejsce na to, żeby walczyć jakością publikowanych materiałów?

Jest miejsce na jakość, trzeba tylko dotrzeć z odpowiednimi treściami do odpowiednich ludzi. Trzeba zatem dokładnie wiedzieć kto chce to czytać, jak do niego trafić oraz jak mu to podać. Z tym jest największy problem.

Kolejnym pytaniem jest to, czy ta nisza pozwoli ci zarobić, a jeśli nie, to jakimi usługami, produktami obudować serwis, by utrzymać się bez szkody dla jakości. Nie wszyscy „walczą” jakością – ci co mają najsłabszą jakościowo treść najlepiej na tym wychodzą zarówno w internecie jak i druku. Przykładów chyba nie muszę podawać. Ludzie kupują emocje.

Dziennik Internautów to Twoje główne dzieło – czy zajmowałeś się również innymi projektami?

[pullquote type=”right”]Myślałem, że tygodnik będzie łatwiejszy do prowadzenia niż dziennik, okazało się jednak że dla mnie była to zupełnie inna formuła pracy. [/pullquote]W zeszłym roku sporo czasu poświęciłem na SmartBiznes. Na początku myślałem, że tygodnik będzie łatwiejszy do prowadzenia niż dziennik, okazało się jednak że dla mnie była to zupełnie inna formuła pracy. Prawie wszystko odbywało się inaczej niż my robimy w DI. To było dla mnie prawdziwe wyjście poza strefę komfortu – od kilkunastu lat po raz pierwszy pracowałem dla kogoś; w ciągu trzech miesięcy nauczyłem się masę nowych rzeczy; a do tego miałem przyjemność pracować ze świetną ekipą ludzi z Proseeda. Pouczające doświadczenie.

W międzyczasie przyłączyłem się do Anity Kijanki pomagając przy organizacji targów Inno-Tech Expo w Kielcach, które to zadanie było o tyle trudne, że okres pozyskiwania wystawców przypadł na okres wakacyjny.

Trzecim wyzwaniem było podjęcie fizycznej pracy. Po kilkunastu latach spędzonych przed komputerem miałem już dość internetu i chciałem przypomnieć sobie inną stronę życia. Byłem u znajomego w restauracji i zapytał mnie, czy nie znam kogoś, kto szuka pracy przy montowaniu ogrodzeń. Decyzję podjąłem w pół godziny i tak zostałem monterem ogrodzeń na stacjach benzynowych. Tydzień później pojechałem na Dolny Śląsk, gdzie przez dwa miesiące pracowałem na świeżym powietrzu od 7 rano do 19. W tym czasie postawiliśmy ogrodzenia na ponad 40 stacjach. Jak się okazało miałem też 2-3 godziny dziennie na prowadzenie DI, np. podczas dojazdów i przerw obiadowych. Budowanie niewirtualnych obiektów oraz bliskie relacje z ludźmi z innych środowisk to wspaniałe, inspirujące i pouczające doświadczenie. Polecam każdemu!

Często w serwisach społecznościowych przedstawiasz swojego syna, który mimo młodego wieku stara się już tworzyć własne projekty. Skąd pomysł na tak wczesną edukację biznesową?

Myślę, że doprowadziło do tego kilka rzeczy i duży wpływ na to miały same dzieci.

1. Ideały. Przyglądając się przez lata zachowaniom ludzi w sieci oraz swoim dzieciom – mam już dwójkę nastolatków: Julię oraz Krystiana – korzystającym niemalże od urodzenia z komputera (głównie do gier, przeglądania stron i filmów) pragnąłem, żeby moje dzieci należały do grupy aktywnych ludzi online, którzy coś tworzą, a nie tylko korzystają z pracy innych i nic nie dają od siebie. Kiedy chodziły do pierwszych klas podstawówki podsuwałem im pod nos np. książki o budowaniu stron internetowych, ale przyznam, że to nie było zbyt mądre posunięcie z mojej strony.

2. Zaniedbanie rodziny. Gdy pracujesz przy swoim rozwijającym się biznesie, do tego zdalnie, z własnego domu, dosyć szybko można zatracić poczucie czasu. Jeśli odpowiednio wcześnie nie ustalisz z najbliższymi zasad i nie oddzielisz wyraźnie pracy od życia rodzinnego, to szybko zaczną się problemy. Ja niestety dałem ciała. Dzieci często przychodziły do mnie, gdy pracowałem, więc odpowiadałem im „zaraz”, „teraz nie mogę”, w końcu zacząłem okazywać zdenerwowanie i to zaczynało się wyraźnie odbijać na naszych relacjach. Trwało to zbyt długo. W końcu, dzięki żonie, zrozumiałem, że robię rodzinie coś strasznego. Na szczęście udało mi się wyrwać z wiecznego bycia „w pracy w domu”.

3. Ciekawość dzieci, które od lat obserwowały jak jeżdżę na różne imprezy branżowe. Często pytały się co ja tam robię i czy mogą ze mną jechać. Odpowiadałem, że nie, bo jadę tam do pracy i trudno będzie mi się nimi opiekować. Ale z drugiej strony bardzo chciałem im pokazać wspaniałą atmosferę wydarzeń startupowych i zaszczepić produktywne spędzanie czasu. Chciałem pokazać młodych ludzi i to, jak świetnie współpracują, realizując swoje pomysły, jak uczą się od siebie, jak identyfikują ludzkie problemy i potrzeby, i starają się im zaradzić. W końcu, było to blisko trzy lata temu, Krystian, który teraz ma 13 lat, wpadł na pomysł aplikacji na telefon. Ponieważ nie miałem kompetencji, żeby mu pomóc ją zbudować, a właśnie zbliżał się Startup Weekend, pomyślałem, że zaproponuję dzieciakom aktywny udział w imprezie, a nuż ktoś się przyłączy, coś powstanie i złapią bakcyla.

Pomysł się spodobał, przekonaliśmy jeszcze Julię, żeby przyłączyła się do projektu i tak zaczęła się startupowa przygoda. Przygotowania trwały około 3 tygodni. Dzieciaki uczyły się sztuki rozpoczynania biznesu, a mi przypadła zaszczytna rola mentora. Zaczęliśmy od burzy mózgów i analizy różnych pomysłów, które mieli, a po wyłonieniu wspólnej idei na apkę dzieci zbadały w swoich szkołach zapotrzebowanie na tego typu narzędzie wśród grupy docelowej, analizowały konkurencję, dopracowywały produkt, robiły biznes plan, a na końcu przygotowały pitcha. Doprowadzenie tego projektu do tego momentu było dla mnie najważniejsze w tej całej zabawie. Wiedziały, że Startup Weekend to impreza dla dorosłych i jeśli dojdą do wniosku, że jednak nie chcą, to nie muszą na nią jechać. Finalnie na wyjazd na SW Kraków zdecydował się tylko Krystian. Julia do końca przygotowań mu pomagała i do tej pory pomaga przy różnych projektach.

Udział w tej imprezie, wspaniała atmosfera i potraktowanie dzieciaka jak równego sobie przez dorosłych uczestników oraz organizatorów wydarzenia, dał Krystianowi niesamowitego „kopa” do pracy nad sobą i realizacji własnych pomysłów. Mając wtedy zaledwie 10 lat nie potrafił sobie wyobrazić co się tam będzie działo. Pewnie też dlatego mniej obawiał się wystąpienia niż starsza siostra. To także mi otworzyło oczy, że takie rzucanie na głęboką wodę – ale od kontrolą rodzica i w przyjaznym dla dziecka środowisku – ma sens. Od czasu tego wydarzenia zaliczył już kilka imprez startupowych, ma też na koncie ponad 14 występów publicznych, prowadził przez rok warsztaty z tworzenia stron w szkole oraz tworzy też dwa swoje projekty internetowe.

Twój syn nazywany jest „najmłodszym startupowcem w Polsce”. Co prowadzi nas do pytania o Twoją ocenę rynku startupów? Dojrzał już? Minął już etap fascynacji, a zaczął się dorosły biznes?

[pullquote type=”right”]Chyba nie ma już osób, które wierzą, że w niecałe 3 dni można zbudować dobry biznes od zera.[/pullquote]Myślę, że ten rynek bardzo szybko dojrzewa. Wiele osób, które kilka lat temu traktowały startupowanie jako zabawę w biznes, ma już za sobą wiele błędów i porażek, a te sprawiają, że najszybciej wskakujemy na właściwe tory.

Bardzo istotną rolę w edukacji i naprowadzaniu startupowców na dorosły biznes odegrał zalew imprez i cały szum medialny, który powstał wokół hasła „startup” oraz wysyp instytucji finansowych wspierających startupy. Myślę, że dzięki temu wiele osób zaczęło głębiej zastanawiać się kiedy startupowanie przemienia się w biznes, na którym można oprzeć swoją przyszłość. Oczywiście nadal jest świetna zabawa na różnych eventach, ale ich uczestnicy albo jadą tam z gotowymi projektami i oczekują szybkiej i taniej walidacji mentorów, albo idą głównie po to, żeby nawiązać kontakty, sprawdzić lub znaleźć partnerów, przyłączyć się do ciekawego projektu, wymienić doświadczenia. Chyba nie ma już osób, które wierzą, że w niecałe trzy dni można zbudować dobry biznes od zera.

Jak w takim razie widzisz przyszłość rynku internetowego, zwłaszcza w biznesowym kontekście? Gdzie szukać najciekawszych innowacji, nowości?

Synergia z przedmiotami, medycyna, technologie wojskowe, algorytmy neutralizujące szum informacyjny, analityka w czasie rzeczywistym i zalew treści niemal idealnie dopasowanych do odbiorcy. Jest ogromna masa obszarów – jedna z najbliższych i bardzo ciekawych rzeczy to m.in. wykorzystanie możliwości Google Glass do przeprowadzania operacji chirurgicznych.

Spróbujmy teraz nieco podsumować Twoje doświadczenia. Co byś powiedział ludziom, którzy chcą wejść w biznes internetowy?

Bądźcie odważni w swoich wizjach i próbujcie wszystkiego co wam przyjdzie do głowy (ale najlepiej w postaci MVP). Wszystko wymaga poświęcenia, jednak im bardziej się uprzesz, tym łatwiej będzie ci dotrzeć do punktu, w którym uznasz, że osiągnąłeś sukces lub czas na zmianę. Uparcie działając, na bieżąco analizujcie co robicie i jakie to przynosi efekty. Nie bójcie się szybkiej zmiany – dobrym przykładem jest Filmaster. Zaczynali jako serwis zbliżony do Filmwebu, teraz tworzą oprogramowanie dla kin i sieci kablowych z rekomendacjami. Innym świetnym przykładem firmy, która wije się niczym wąż po krętych gałęziach i nie daje się upływowi czasu jest Netsprint – niegdyś wyszukiwarka, teraz rozbudowane narzędzie marketingowe. Na pewno trudno jest wierzyć w swój produkt i jednocześnie być otwartym na propozycje zmian. Trzeba jednak próbować!

Na koniec trochę złośliwie zapytamy: dlaczego nie mamy jeszcze polskiego Facebooka i czy możemy mieć?

Podobno mamy już nieźle zapowiadające się firmy, np. Brainly, choć myślę, że do skali Facebooka jeszcze daleka droga, ale jak to śpiewał Lady Pank w Marchewkowym Polu: „wszystko się może zdarzyć”.

Mamy coraz więcej ludzi, którzy podążają za swoją wizją, potrafią ją coraz lepiej weryfikować i odpowiednio zmieniać swoje działania, a wszelkie problemy i bariery traktują jako przeszkody do pokonania, sięgają coraz dalej, coraz wyżej, nie ograniczają się do polskiego rynku i tworzą produkty od razu z myślą o rynku globalnym, a często wręcz zaczynają od największych rynków. Zobaczcie ile w tamtym roku polskich startupów wyjechało do Stanów Zjednoczonych! To zaprocentuje. A jak jeszcze więcej polskich firm zdecyduje się wykorzystać potencjał Chin, Indii, Ameryki Południowej czy Afryki, to polski Facebook murowany.

Dziękujemy za wywiad!

Wpisy promowane

Wydarzenia

19. edycja Studenckiego Festiwalu Informatycznego
04.04.2024 - 06.04.2024

Najnowsze wpisy

Scroll to Top