Rzeczywistość fikcyjna

Dobrze wiesz, czym jest rzeczywistość realna. Codziennie jej dotykasz wstając z łóżka. Codziennie ją wdychasz czekając na przystanku na autobus. Żywisz się nią podczas wieczornej kolacji przy świecach.

Równie dobrze wiesz, co to jest rzeczywistość wirtualna. To rzeczywistość oparta nie na fizycznej materii, ale na niematerialnej informacji. Radio, telewizja, a przede wszystkim Internet to twory rzeczywistości wirtualnej. Ta rzeczywistość jest równie prawdziwa jak rzeczywistość realna, ale ma swoje własne prawa, przywileje oraz kulturę. Każdego dnia coraz bardziej się do niej przyzwyczajamy, staje się ona coraz ważniejsza i zabiera tę ważność z rzeczywistości realnej. Dokładnie jak ładowarka-złodziejka Cellphone Jump Starter – pobiera ona energię do telefonu właściciela z innego telefonu. Ilość pozostaje ta sama, ale zmienia się posiadacz.

Jest jeszcze trzeci typ rzeczywistości, o której często się nie mówi. Panuje wokół niej zmowa milczenia, ponieważ nawet najmniejszy wyciek informacji równa się jej zniszczeniu. To rzeczywistość fikcyjna, hiperrzeczywistość. Główną cechą tej rzeczywistości jest jej nierealność. Ona po prostu nie jest prawdziwa. To wymysły, iluzje oraz manipulacje, które wciska się ludziom, aby wierzyli to co, w co powinni wierzyć.

Świat, który widzimy w reklamach, jest rzeczywistością fikcyjną. Istnieją tylko poszczególne jego ujęcia, które następnie montuje się w zgrabną historyjkę. Świat oglądany w filmie obyczajowym opartym na faktach jest rzeczywistością fikcyjną. To tylko konwencja opowiadania pewnej historii, skompresowana oraz podmalowana, aby wzbudzała więcej emocji i lepiej się sprzedała. Świat, o którym mówią wszelkiego rodzaju przepowiadacze przyszłości i analitycy biznesowi, jest rzeczywistością fikcyjną. Jak choćby serwis muzyczny od Google – oficjalnie potwierdzono, że firma od niego odchodzi. A niektórzy kąpani w gorącej wodzie już widzieli upadek iTunes i miliardy dolarów płynące do kieszeni Google. A tu proszę, fikcja.

Oto przykład – ocenia się, że do 2010 roku liczba użytkowników telewizji IPTV (czyli telewizji internetowej opartej na interaktywnym udziale widza) osiągnie poziom 63 milionów. W poprzednim roku liczba ta wynosiła 2,4 miliona, ale rośnie rocznie w tempie 92 procent. To fikcja, taka rzeczywistość nigdy nie nadejdzie. Po pierwsze dlatego, że nie ma czegoś takiego jak jednostajny przyrost w ciągu kilku lat. Najszybszy przyrost jest na początku (gdy klientami stają się innowatorzy spragnieni nowości) oraz pod koniec okresu (gdy klientami stają się konsumenci przekonani o faktycznej jakości danego produktu). Jasne, można wyciągnąć wartości średnie, ale podawanie ich do publicznej wiadomości przedstawia fikcyjne zmiany. Druga rzecz – wszyscy zakładają, że ludzie chcą oglądać telewizję przez Internet. Ok, przesyłanie danych Internetem zamiast specjalną siecią kablową lub satelitarną jest wygodniejsze. W końcu więcej ludzi ma Internet niż talerz satelitarny. Ale zauważ – niech przez moment wysiądzie Ci łącze internetowe i jesteś ugotowany. Nie tylko nie masz Internetu, ale i telewizji. Niech to się stanie w środku ulubionego serialu. Fajnie? Jasne, że nie. A wyobraź sobie, że nagle Twój operator Internetu odetnie Ci dostęp, bo stwierdzi, że został przekroczony miesięczny limit. Jak pokazują przykłady z naszego podwórka TP i UPC to wcale nie jest fikcja. To się zdarza. I co wtedy poczniesz z serialem do końca miesiąca? Po trzecie, żeby osiągnąć końcowy przyrost klientów, trzeba się napracować w sferze przekazania informacji o braku niebezpieczeństwa z korzystania z takiego wynalazku.

Jeśli masz wrażenie, że każda fikcyjna rzeczywistość jest zła, to spieszymy z dobrą wiadomością. Wcale tak nie jest. My, ludzie, lubimy odrywać się od rzeczywistości realnej, ponieważ ciężko nam ciągle znosić odpowiedzialność. W rzeczywistości wirtualnej odpowiedzialność jest mniejsza (anonimowość), a w fikcyjnej w ogóle jej nie ma. I to jest dobry wymiar fikcji. Dlatego chodzimy na horrory i oglądamy sport w telewizji. Dlatego polubimy chodzić na wystawy sztuki elektronicznej, gdzie eksponaty będą się zmieniać w zależności od naszego nastroju. Każdy z nas przeżyje coś innego, czego nie przeżyje nikt inny. Indywidualne doświadczenie elektronicznej sztuki będzie dla nas realne, ale dla wszystkich innych – już fikcyjne. Będziemy mogli bez napięcia oglądać sztukę taką, jaką chcemy. Bez nacisku kultury społecznej, bez sztywnego gorsetu norm. Tworząc ją, ale bez odpowiedzialności za jej stworzenie. Fikcja jest potrzebna, ale tylko wtedy gdy tworzymy ją świadomie i samodzielnie. W nadchodzącym tygodniu spróbuj przyjrzeć się, ile w otaczającym Cię świecie jest rzeczywistości realnej, ile wirtualnej, a ile fikcyjnej. Możesz się zdziwić rozmiarami tej ostatniej. Czy taki stan Ci odpowiada? Sprawdź.

Autorzy: Renata Grunert & Mariusz Ludwiński
e-biznes.pl, 2006

Wpisy promowane

Wydarzenia

Brak Patronatów

Najnowsze wpisy

Scroll to Top