Zmiana stylu życia

Codzienne obcowanie z kulturą diametralnie zmienia podejście do życia w ogóle. O wiele milej jest jechać autobusem i słuchać ulubionego zespołu niż warkotu podniszczałego Ikarusa. Da się przetrzymać nawet przejazd Solarką (Solaris), której kierowca nie umie lub nie chce obsługiwać klimatyzacji.
To samo w pracy, przynajmniej dla tych, którzy pracują w biurze w sposób indywidualny. Nigdy więcej biurowego radia. Nigdy więcej biurowych plotek. Jestem ja i moja praca. Ja pogrążony w muzyce, przeniesiony w zupełnie inne miejsce. Przyjemne. Znajome. Zupełnie inaczej się pracuje w takiej atmosferze. Nic dziwnego, że taki Mozart lub Beethoven z satysfakcją tworzyli tak wiekopomne dzieła. W końcu przez cały czas towarzyszyła im ulubiona muzyka :)

Jeśli Twoje gusty dryfują raczej w stronę wideo (to chyba zależy od liczby lat na karku, bo mnie absolutnie do tego nie ciągnie), to odtwarzaczyk powinien już dawno mieszkać u Ciebie w kieszeni. Im większy, tym lepszy. Taka firma Sandisk produkuje modele o pojemności 6 GB i 8 GB. Wiesz ile filmików można upchać na takim sprzęcie? Mnóstwo mnóstwo. Oglądanie filmów z DVD? Nie ma sprawy. Odcinków seriali? Kiedy chcesz. Tak duża pojemność pamięci to jeszcze jedna korzyść. Otóż odpada konieczność czyszczenia pamięci, a wraz z tym przykre wybory – skasować tę płytę, czy może tę? 6 GB i więcej to taka przestrzeń, która starcza na parę miesięcy, a przecież są jeszcze karty microSD.

Żadne słowa nie opiszą zmiany stylu życia na bardziej kulturalny dzięki osobistemu odtwarzaczowi. Trzeba się przekonać na własnych uszach. Spróbuj. I jeśli tylko Cię stać, to zainwestuj w 6 lub 8 GB. Przekonasz się, jak to miło jest Jakie odtwarzacze są fajne? To kwestia gustu. Obejrzyj różne modele różnych producentów. Zacznij może od Sansy (producent – Sandisk). Ja mam 6 GB Sansę i jestem wolny.

Stylu życia z mobilną i wolną muzyką powinna bronić jakaś organizacja czy instytucja. Na razie jednak musi wystarczyć Polska Partia Piratów. Partia ta zajmuje się dokładnie tym, co Ci przychodzi na myśl – broni darmowego dostępu do kultury i przeciwdziała monopolom firm fonograficznych. To nie jest polski wymysł, przyszło to do nas z Europy. Szybkie pytanie – jak sądzisz, ta Partia to pomysł dobry czy zły?

To z pewnością zły pomysł. Ta nazwa jest idiotyczna, ponieważ podkreśla negatywne skojarzenia z p2p. Kto będzie chciał rozmawiać z przedstawicielami Partii Piratów? Samoobrona miała znacznie lepszą nazwę, dlatego jej się udało. Partii Piratów to nie wyjdzie. Gdyby nazwa brzmiała poważniej np. "Partia Wolnej Muzyki" albo "Partia Kultury Bez Barier", to wtedy byłoby świetnie. A tak powstaje wrażenie, że to jakiś dziecinny wygłup, któremu nie warto poświęcać uwagi.

Nazwa jest bardzo zła, ale sam pomysł jest dobry i potrzebny. Dotychczas głośno słyszalni byli przedstawiciele tylko jednej opcji (tzw. betonowej), a jak wszyscy wiemy z historii Polski (nie tylko tej książkowej, ale i współczesnej) nigdy to nie wychodzi na dobre. Jeśli Partia Piratów zajmie się sprawami merytorycznymi (np. badania postaw, analiza strat przemysłu muzycznego – w sensie analiza systemowa, a nie z pozycji własnego stołka), to jest szansa, by coś drgnęło.

Obecna forma biznesu muzycznego nie nadąża za obecnymi czasami. Długoletnie kontrakty i prowizje-haracze to zaszłości lat 70, kiedy nie było prostego sposobu na dotarcie do fanów (teraz jest Internet i takie rzeczy jak YouTube lub MySpace). Potrzebny jest nowy model współpracy, który uwzględni racje wszystkich zainteresowanych stron (a nie tylko wytwórni i części najlepiej zarabiających muzyków, którzy boją się otwartej konkurencji z hordami innych twórców). p2p to narzędzie demokratyzacji szans na zaistnienie na rynku. Gdyby przyjrzeć się temu problemowi od strony systemowej, dokładnie widać gdzie tkwi prawdziwy problem. Tyle że potrzeba do tego płaszczyzny porozumienia i dialogu. I jeśli powstanie Partia, która będzie chciała doprowadzić do zainicjowania takiej płaszczyzny, to będzie świetnie. Ale czy będzie się nazywać Partia Piratów? Nie tędy droga.

Fajną drogę zmiany formy swojego biznesu pokazała Poczta Brytyjska. Bez hałasu, bez rozgłosu, cichą nocą wprowadziła rewolucję. Otóż przez całą dobę działa serwis internetowy, w którym można zapłacić online za nadanie listu lub paczki. Po opłacie klient otrzymuje kod, który może wydrukować w domu i nakleić na list. To zamiast znaczka. Korzyści? Nie tracisz czasu na stanie w kolejkach, a pracownicy poczty nie tracą czasu na Twoją obsługę. A więc można coś zmienić? Można. "Żeby zdrowe zęby mieć, trzeba tylko chcieć" – i tak jest nie tylko w przypadku zębów. Również kultury.

e-biznes.pl, 2006

Wpisy promowane

Wydarzenia

Brak Patronatów

Najnowsze wpisy

Scroll to Top