Do kogo należy Facebook? Paul Ceglia przekonuje, że w połowie do niego

Paul Ceglia, człowiek, który przekonuje, że jest właścicielem 50 proc. Facebooka kontratakuje. Przedstawił właśnie fragmenty domniemanej korespondencji pomiędzy nim, a Markiem Zuckerbergiem, która ma potwierdzać jego wersję wydarzeń.

W lipcu ubiegłego roku Paul Ceglia wywołał niemałe zamieszanie informując, że należy mu się 50 proc. udziałów w Facebooku. Przedstawił przy tym kopię dokumentu, która miała być umową pomiędzy nim, a Markiem Zuckerbergiem, twórcą Facebooka. Ceglia przekonywał, że współpracowali wspólnie przy dwóch projektach: „StreetFax” oraz „the face book”. Umowa dawała mu 50 proc. udziałów w drugim z nich.

Wielu uznało go za zwykłego oszusta – skazany wcześniej za defraudację, chciał zapewne łatwym kosztem zarobić na popularności serwisu społecznościowego. Dlaczego czekał siedem lat na przedstawienie swoich racji? Przedstawiciele Facebooka informowali wtedy, że część umowy dotycząca projektu „StreetFax” jest prawdziwa, a część poświęcona „the face book” to fałszywka.

Paul Ceglia nie zamierza się jednak poddać i wytacza kolejne, bardzo mocne działa.

Ceglia zatrudnił DLA Piper, największą kancelarię prawną zajmującą się sprawami związanymi z technologiami. Jej przedstawiciele przeszukali dokładnie archiwum korespondencji mailowej i przedstawiali jej bardzo interesujące fragmenty.

Według korespondencji opublikowanej na łamach serwisu Business Insider, Mark Zuckerberg miał zwodzić współpracownika, a jednocześnie spowalniać prace braci Winklevossesów, którzy robili podobny projekt – w sposób nie tak odległy od przedstawionego w filmie „Social Network”. Ceglia miał zainwestować w rozwój „the face book” 2000 dolarów.

Facebook nie wydał jeszcze oficjalnego oświadczenia, ale poinformował redaktorów  Business Insidera, że e-maile zostały sfabrykowane. Jeśli taka jest prawda to zapewne Zuckerberg może spać spokojnie. Jeśli jednak korespondencja zawiera część prawdy lub jest zupełnie prawdziwa – Paul Ceglia stanie się bogatym człowiekiem.

O wyniku konfrontacji zadecyduje sąd. Zapowiada się jednak bardzo emocjonująca rozgrywka.